Gmina, w której mieszkał i pracował Belfer co roku organizowała wybory na ulubionego nauczyciela w każdej szkole. Kiedy zatem odbywały się one w drugim gimnazjum, na lekcję historii w trzeciej klasie weszła pani dyrektor z ogłoszeniami, tyczącymi się jakichś formalności.

– Aha – cofnęła się, będąc już przy drzwiach – możecie pogratulować panu i obcałować go…

Nie bardzo wiadomo, co powiedziała więcej, gdyż informacja ta wywołała takie podekscytowanie i zamieszanie w klasie, że ojeju! Większość w ogóle nie bardzo wiedziała o co chodzi, więc pomyśleli, iż tego dnia ich historyk ma urodziny. Nawet zaczęli już śpiewać „Sto lat!” Jednak to był najmniejszy problem. Większym był entuzjazm z jakim przyjęły owo pozwolenie uczennice, zwłaszcza jeśli chodzi o tę, oczekującą „misia” i otwarcie przyznającą się do podrywania Belfra. Gdy tylko padły słowa pani dyrektor, wyrwała się z ławki, jak gumka z majtek i pędem ruszyła w stronę biurka, z wykalibrowanym do całowania otworem gębowym. Za nią – na szczęście mniej histerycznie – postąpiły obie BFF. Przerażony takim obrotem wydarzeń nauczyciel, instynktownie cofnął się w kąt i w akcie protestu wyciągnął rękę w stronę nacierającej, tak że niemal przybił piątkę z jej twarzą.

– Stop! – krzyknął z surowością, ale i desperacją w głosie; co w połączeniu z wymownym gestem dało efekt w postaci zamarcia całej klasy w bezruchu. Korzystając z tego chwilowego zastoju, zwrócił się do dyrektorki – Chce mi pani ściągnąć na głowę prokuraturę?

– Chciałam tylko, żeby było panu miło. Przecież dziewczyny niczego złego by nie zrobiły.

– No właśnie – podchwyciły całuśne agresorki. – To możemy…?

– Tak… ale po zakończeniu roku szkolnego. Wtedy takie rzeczy są mniej podejrzane.

– Ale wtedy pan już nie będzie miał urodzin…

– Teraz też nie mam.

– Jak to? To o co chodziło?

– No widzicie – nauczyciel parsknął śmiechem. – Wtedy dowiecie się o co chodzi i będziecie mogły… cieszyć się tym na swój sposób.

Po zakończeniu tej lekcji, gdy historyk wszedł do pokoju nauczycielskiego, tym razem został dopadnięty przez członków ciała pedagogicznego, gratulujących mu wygranej w wyborach. „Ach dziękuję! – odparł Belfer i z przekąsem dorzucił – I nie martwcie się, za rok już mnie nie będzie, więc i wy będziecie mieli szansę wygrać”.

Byłoby się skończyło na tym, gdyby nie oddane BFF, które przy okazji próby przeforsowania gratulacyjnych całusów, zrysowały tablicę kwiatuszkami, serduszkami i napisami „100 lat!” Jako że dyżurni nie dość starannie zmazali ślady, a równoległa klasa odbywała w czasie tamtej lekcji zajęcia w sąsiedniej pracowni, więc także wpadła na podobne, błędne wnioski. Tak więc, kiedy historyk wpuścił ich do sali i już zmierzał do biurka, rozległo się gromkie „Sto lat!…” zakończone owacją na stojącą. Po początkowych próbach opanowania tej żywiołowej reakcji, nauczyciel zrezygnował – gdyż nie przyniosły one większego rezultatu – odsłuchał śpiewów i oklasków, podziękował za nie i poinformował, że dziś nie obchodzi urodzin, a o szczegółach tego zamieszania dowiedzą się najpóźniej w dniu zakończenia roku szkolnego.