Kończył się kolejny tydzień. Gimbusiaki rozjeżdżały się do domów. Zmęczony Belfer, pilnując pozostałych niedobitków, spacerował po korytarzu, razem z nimi czekając na autobus. Tą spokojną atmosferę przerywa nagła bójka, drugo- i pierwszoklasisty.
Momentalnie wszyscy się aktywizują. Zapaśników zaczynają otaczać grupki kibiców. Przez jeszcze niedomknięty kordon tychże, przedziera się Belfer i rozdziela rozjuszonych młodzieńców, chwytając ich za plecaki. Walka na chwilę ustała. Starszy zawodnik zaczął się usuwać. W tym momencie młodszy znów zaczął nacierać, przypadłszy do niego. Nauczyciel kolejny raz interweniował. Tym razem chwyta napastnika oburącz i niemal cisnął nim w przeciwną stronę. Niewysoki i korpulentny gimbus, nie zdołał utrzymać się na nogach w wyniku takiego przyśpieszenia i upadł, prawie fikając się przez głowę. Po chwili cały czerwony wstaje i wszystko wraca do normy. Chociaż niezupełnie…
Kiedy nadszedł poniedziałek i lekcja z klasą pacyfikowanego pierwszaka, ów – zwyczajowo zajmujący miejsce gdzieś na peryferiach – tym razem siadł tuż przed biurkiem.
– A ty co Kacper – zapytał, zaintrygowany zmianą lokalizacji, Belfer – piszesz zaległy sprawdzian?
– Nie – jęknął niechętnie pierwszoklasista.
– Poprawiasz się z czegoś?
– Nie…
– To co cię przywiało do pierwszej ławki?
– Oj, no bo ja po prostu chcę już być grzeczny…
– Serio? – zdumiał się nauczyciel i dodał, jakby do siebie – Aż tak się uderzyłeś?…
Od tamtej pory chłopiec ów rzeczywiście zmienił swe zachowanie na lekcji. Był naprawdę grzeczny, a nawet pomocny. Przykład ten, Belfer nieraz przytaczał na dowód tego, że stosowanie przemocy fizycznej w procesie wychowania jest jednak uzasadnione; nie tylko całymi pokoleniami ukształtowanych uczniów, lecz również właśnie tym przypadkiem. Oczywiście nie było to całkowicie na poważnie.
Kiedy o tym przypadku dowiadywali się inni nauczyciele, historyk odpowiadał, iż wpłynął na zachowanie pierwszoklasisty, stosując delikatny wychowawczy plan indywidualnego edukowania radykalnym działaniem ograniczającym labilność. Na szczęście chyba nikt nie próbował stworzyć akronimu ośmiu ostatnich wyrazów.