Podczas testów gimnazjalnych Belfer został wydelegowany do jednej ze szkół tego typu, w charakterze tzw. członka komisji. Jako że ów miał zwyczaj skrajnie się nie spóźniać, toteż przybył do oznaczonej placówki kilka…dziesiąt minut przed czasem, wprawiając w zdumienie i podziw tutejszą dyrektorkę.

Należy tu wspomnieć, iż ta była i tak niemal oczarowana Belfrem, w konsekwencji uczestnictwa w jego występie podczas tzw. Gminnego Forum Kobiet, gdzie ów odśpiewał wspomniane niegdyś „Baby”. Tak więc punktualność była dodatkowym (i bynajmniej nie ostatnim) atutem. Z uwagi bowiem na przedwczesne przybycie zamiejscowy historyk parę razy wyszedł z inicjatywą pomocy.

– Ależ pan jest usłużny – stwierdziła w pewnym momencie dyrektorka.

– No nie mogę się stawiać, bo z daleka będzie widać, że członek.

Tu pani dyrektor parsknęła śmiechem. A okazji do śmiechu było co niemiara. Nie sposób opisywać tu każdego żartu, który doprowadzał do łez ciało pedagogiczne. Można wspomnieć o jednym…

Kiedy pani dyrektor wyraziła swój niepokój, iżby czasem na czas egzaminu nie nawiedził ich ktoś z kuratorium, a już zwłaszcza ich „ulubiona” Brygida F., Belfer zainteresował się gwałtownie.

– Ta Brygida?

– A co pan też miał już z nią do czynienia?

– Tak, byłem jej podopiecznym w zerówce. I bardzo ją lubiłem.

– Naprawdę?… To może pana pamięta i potraktuje nas ulgowo.

– Tak, na pewno pamięta – sceptycznie odparł historyk. I zaczął fantazjować – Jak już przybędzie, to wybiegnę jej naprzeciw i uściskam, wołając: „O, pani Bligitka!.. Pamieta mnie pani, to ja Malcinek… Ten co się bał buszy”. A jak mnie nie pozna, to powiem: „Trochę wyrosłem” – ostatnie słowa, w przeciwieństwie do poprzedniej kwestii Belfer wyrzekł basowym tonem.

Wrażenie, jakie wywarł zamiejscowy historyk było tak wielkie, iż pani dyrektor w pewnym momencie wyszła z pomysłem… zeswatania go ze swoją własną… sekretarką. Oczywiście bez wiedzy tej ostatniej.

– A pan to kawaler, prawda?

– No bardziej kawalarz, ale niech będzie.

– Bo ja mam taką fajną sekretarkę…

– Na zbyciu?

– No tak można powiedzieć… Małgosiu, zaprowadź pana do sekretariatu, niech sobie obejrzy.

– Ale – zająknęła się wywołana nauczycielka – po co ja mam tam iść?

– No nie wiem… powiedz, że chcesz coś skserować, czy coś…

– Ale ja już nie mam nic do kserowania; wczoraj się nakserowałam.

– To nic, zawsze coś się znajdzie.

– No dobra… Chodź pan, panie Marcin! Zobaczysz sobie tą naszą Asię.

Kiedy już było po widzeniu, gdy tylko historyk zamknął drzwi sekretariatu…

– No i jak, ładna?

– Ładna… tylko jakaś taka małomówna i (że tak powiem – jak przystało na członka) nieruchawa.

– No jakoś tak dzisiaj… Ale normalnie więcej mówi i jest bardzo obrotna.

– Wierzę.

– No, ale może być?

– No pewnie, że może być; ma obie ręce, nogi, oczy, uszy i pełne uzębienie; znaczy kompletna sztuka i nie ma się do czego przyczepić.

– To dobrze. To teraz spuść się na mnie…

– …Zobowiązuję się do tego, jako członek…

– Oj – swatka parsknęła krótkim śmiechem – Muszę tylko sprawdzić, który ona jest rocznik wypustu, żeby nie było…

– …że nie ma gwarancji?…

– No mniej więcej tak.

Jakby tego było mało, to po jednej godzinie obecności Belfra na egzaminie, znajomy nauczyciel historyka oznajmił mu, iż dorobił się już fanklubu w nowej szkole. Ów odparł coś w rodzaju, że to chyba nowy rekord. Aczkolwiek nie był co do tego faktu przekonany; głownie brakiem zaproszenia do grona znajomych na FB.

Na koniec, kiedy już imponujący członek miał opuszczać mury szkoły, poszedł pożegnać się z panią dyrektor, dziękując jej za tak przyjazną i sympatyczną atmosferę. Z kolei szefowa placówki, podziękowała mu za szalony humor i pozytywny nastrój, jaki przyniósł ze sobą, a także wyraziła życzenie, ażeby Belfer odwiedził ich jeszcze – i to nie raz. „Proszę mi dać kawałek etatu, to będę was odwiedzał regularnie” – miał odrzec historyk, ale nie chciał tym psuć życzliwej atmosfery.