Ostatniego dnia testów Belfer mógł nareszcie odpocząć… na korytarzu. Była to wygodna lokalizacja w tym czasie, bowiem nie musiał przesiadywać całymi godzinami w salach, gdzie odbywały się egzaminy; pod czas których właściwie nie można było nic robić. Dyżur na korytarzu był tego całkowitym przeciwieństwem: nauczyciel mógł swobodnie czytać, pisać, spacerować… Tyle, że nie było uczniów. To znaczy tylko przez pierwszą godzinę, półtorej.


Podczas takiego pilnowania pustego i cichego korytarza nauczyciel historii spostrzegł, pozostawioną w świetlicy, torebkę. Kiedy więc wyszli pierwsi straceńcy, dopytał ich o ów przedmiot i zidentyfikowali właścicielkę tegoż.
– Teraz by się przydało schować jej tę torbę – zasugerował Belfer – żeby zdała sobie sprawę ze swej nieroztropności.
– Ma pan rację – odezwał się jeden z adresatów owej sugestii, któremu nie trzeba było dwa razy powtarzać tego typu propozycji, poczym schwycił porzuconą torebkę i ruszył z nią w stronę drzwi.
– Co ty wyprawiasz! – zgromił go nauczyciel, dodając – Przecież korytarz jest pod okiem kamery…
– Ano racja… To jak to zrobimy?
– Ja wejdę do kuchni, a ty mi podasz torebkę przez to okienko, którym woźna wydaje wam obiady. W ten sposób ominiemy monitoring.
– Ale tam nie wolno wchodzić…
– …Uczniom. Mi nikt nic nie powie.
Po sprawnie przeprowadzonej akcji i słowach uznania ze strony uczniów w postaci klasycznego „ale pan to jest”, przyszła kolei na… poszukiwania, które wszczęła właścicielka i spółka. Rozpoczęła się rewizja świetlicy, szatni, korytarza; a po niej przesłuchania. Lecz nikt nie sypnął.
– Proszę pana – zwrócił się do Belfra kolega poszkodowanej – a może pan widział torebkę Oli?
– No pewnie, że widziałem. Nawet wiem, gdzie ona jest.
– O, to dobrze! Bo już myśleliśmy, że ktoś ją schował, albo ukradł.
– Nie no, spokojnie, tylko schował.
– A skąd pan wie?
– Bo to byłem ja.
– Co?! Jak to?
– Żeby Ola miała lekką nauczkę, że nie zostawia się takich rzeczy w miejscu, gdzie każdy może wejść. Więc nie ekscytuj się tak, bo będzie coś podejrzewać.
– Ale lepiej nich pan jej to powie…
– Spokojnie…
– Ale ona poszła do sekretariatu, żeby sprawdzić monitoring. No i jak wyjdzie, że to pan, to dopiero będzie afera.
– Oj Maciek, czy ty myślisz, że jestem tak nieostrożny, żeby robić to na oczach kamer?
Po tych słowach nauczyciel wtajemniczył trzecioklasistę w przebieg akcji. Natomiast uczeń zobowiązał się milczeć o tym, chociaż poszkodowana była mu bardzo bliska (wszak też miał psotną duszę).
Kilka minut później zmartwione dziewczę wyszło z sekretariatu.
– I co Ola – zapytał stroskanym głosem Belfer – coś ustaliłaś?
– Nie… Nigdzie jej nie ma…
– No nie martw się tak… Już ci ją oddam.
– Jak to?… To pan ją ma?!
– Nie, ja po prostu schowałem.
– Jak pan mógł?! I jeszcze mi pan nic nie powiedział!
– A jeśli ci powiem, że zrobiłem, to dlatego, żeby nikt jej nie zabrał?…
– Akurat! Zrobił to pan…
– Żebyś następnym razem jej nie zostawiała byle gdzie – wtrącił poczciwy historyk.