Podczas dyżurów na korytarzu nauczyciele byli zobowiązani stać na straży miru toaletowego.
Z uwagi na ten fakt Belfer nieraz wkraczał do chłopięcej ubikacji, aby skontrolować, na jakim poziomie jest wyżej wspomniany ład. W trakcie któregoś z takich rekonesansów, kiedy historyk już wychodził, zainteresował się tym jeden ze szkolnych łobuzów.
– A co pan tam robił?!
– A jak ci odpowiem brzydkim wyrazem na „g”, to uwierzysz?
Trzecioklasista nie tylko, że nic nie odrzekł na taką pytającą odpowiedź, ale więcej już nie dociekał przyczyn toaletowych wizyt nauczyciela historii.
Co zaś się tyczy dziewczęcych ubikacji, to sprawa ich weryfikacji, była dla niego utrudniona z wiadomych przyczyn. Ale bynajmniej nie rezygnował on ze swych obowiązków i znalazł sposoby, aby obejść wchodzenie do tych pomieszczeń. Jednym z nich było przechodzenie obok dziewczęcych ubikacji, kiedy drzwi do nich były otwarte. Gdy zaś były zamknięte, otwierał je, niby niechcący zaczepiwszy ręką, po czym zawracał i zamykał je, przepraszając będące w środku uczennice, no i przy okazji lustrował sytuację wewnątrz. Innym sposobem było zwerbowanie do inspekcyjnych czynności dziewcząt, siedzących naprzeciw drzwi toaletowych. Zatem Belfer „przypadkiem” zahaczał o klamkę, drzwi się otwierały, ale nie zawracał, żeby omiatać wzrokiem wnętrze, tylko zwracał się do rzeczonych obserwatorek podłogowych, które to opisywały sytuację na zagrożonym obszarze.
Wśród tychże uczennic wyróżniała się pewna uczennica trzeciej klasy. Idealnie nadawała się na tego typu informatorkę. Była bowiem bezwzględnie szczera i zawsze pomocna, a przy tym nie zabiegała o sympatię i uznanie innych, bowiem tak, czy siak cieszyła się jedną i drugim; no i zazwyczaj przesiadywała we właściwym tej funkcji miejscu. Kiedy zatem przychodziła chwila na przegląd ubikacji…
– Sprawdzam! – mówił Belfer, jednym, zdecydowanym i „przypadkowym” ruchem, otwierając drzwi toalety na oścież.
– Sześć – rzeczowo, niemal automatycznie, zdawała relację trzecioklasistka. – Trzy malują się przy lusterku, dwie jedzą kanapki na podłodze, a jedna rozmawia przez telefon przy ścianie.
– Przyjąłem! Dzięki Amelka – odpowiadał ukontentowany nauczyciel, zazwyczaj przybijając „żółwika” ze swą agentką specjalną.