W jednej z klas pierwszych – wyjątkowo ciężkiej w obyciu na lekcji – Belfer, w bezsilności swej, wymyślił nową metodę. Polegała ona na zarzuceniu represyjnych środków, a w ich miejsce wprowadzenie skrajnie przeciwnych. Belfer postawił na przesłodzenie.
Już idąc pod klasę miał na twarzy serdeczny uśmiech, pachnący jakimś przejrzałym, groteskowym bananem. Samo to wywołało pewną konsternację uczniów, ale to był dopiero początek…
– Witajcie moje kochane dzieciaczki! – od tych słów zaczął nową lekcję. – Okropnie cieszę się, iż znów możemy się spotkać…
– Coś się panu stało? – zapytał, któryś ze zszokowanych uczniów.
– Ach Kacperku, twoja troskliwość jest wprost rozbrajająca. Ale spokojnie, wszystko jest w porządku.
– No nie wiem…
– Jeśli coś budzi twe obawy – z niesłabnącą uprzejmością i przesłodzonym uśmiechem kontynuował Belfer – to zawsze możesz pójść do pani dyrektor i opowiedzieć o swoich obawach. Czy chcesz to zrobić teraz?…
– Nie, proszę pana…
– To ja będę kontynuował, jeśli pozwolicie.
Oczywiście, że pozwolili. Kiedy zaś ktoś nie pozwalał, bo zdarzyło mu się rozmawiać, to…
– O – z idiotycznie wręcz naiwną prostotą kierował się w stronę delikwenta jeszcze bardziej zdziwaczały tego dnia nauczyciel – widzę, że masz jakąś ciekawostkę do opowiedzenia.
– Nie, nie mam…
– Oj nie wstydź się, na pewno jest to porywająca opowiastka i każdy z chęcią jej wysłucha.
– Nie, nie chcę…
– No dobrze, skoro nie chcesz, to nie będziemy na ciebie nalegać. Ważne, żebyś czuł się dobrze w klasie i na lekcji, gdyż przecież wszyscy się kochamy.
Lekcja mijała, a jeszcze dziwniejszy tego dnia historyk nadal nie przestawał ich szokować.
– Bartusiu – z troską w głosie zwrócił się w pewnym momencie do ucznia – wyrzuć tą gumę z buzi, bo jeszcze się zadławisz.
– Nie zadławię się.
– Ale ja się martwię, że mimo twej uwagi, możesz się zadławić; albo jeszcze coś gorszego… Przecież ja i twoi rodzice nie przeżylibyśmy tego, gdyby coś ci się stało. Więc, jeśli chcesz nadal żuć gumę, to ja może teraz zadzwonię do twoich rodziców, żeby zdążyli się z tobą pożegnać; tak, na wszelki wypadek….
– Nie no, to ja już wypluję tą gumę…
– Dziękuję, bardzo rozsądny z ciebie chłopczyk.
I tak dalej i tak dalej… A z każdą minutą zdziwienie, czy raczej zszokowanie uczniów było większe, momentami graniczące z przerażeniem. W końcu doszło do tego, że po tej (o mdłości przyprawiającej) lekcji, pierwszaki same zasugerowały Belfrowi, żeby już „taki” nie był. On zaś ze swej strony zobowiązał się do powrotu do „normalności”, ale pod warunkiem, iż oni też się uspokoją i będą grzeczniejsi. No i podziałało! Jak się okazało, uczniowie bardziej obawiali się przesłodzonego historyka, niż jego zagniewanej, rażącej jedynkami i uwagami wersji.