U progu balu gimbalu w drugim gimnazjum, historyk został zaczepiony przez trzecioklasistkę. – Proszę pana, czego ja mam panu życzyć?
– Jak to?
– No bo zaraz, na tej akademii będę panu składać życzenia, no i nie wiem jakie.
– A w ten sposób… Będę się cieszył z każdych – dobrotliwie uspokoił swą uczennicę Belfer. – Ale znasz mnie Marta, więc mogą być jakieś niekonwencjonalne, takie z jajem.
– Aha… – odparła, nieco zaniepokojona tym trzecioklasistka.
Kiedy już nadeszła ta wiekopomna chwila i dwuosobowa delegacja przystąpiła do Belfra, zakłopotana uczennica przystąpiła do dzieła.
– Panie Marcinie, w imieniu uczniów klas trzecich, pragniemy życzyć panu – zaczęła w skupieniu i z przejęciem, niemal recytować. Zaś w tym miejscy zatrzymała się na chwilkę, jakby zbierając myśli, po czym zakończyła to z jakąś beztroską trąconą ulgą – wszystkiego najlepszego!
– Dzięki Maruś – odparł zaskoczony, rozczulony i rozbawiony tym historyk – takich życzeń, to się nie spodziewałem.